CLAUDE MCKAY HARLEM W JEGO MYŚLI

CLAUDE McKAY Rebel Sojourner w renesansie Harlemu. Biografia Wayne F. Cooper Louisiana State University Press. 441 s. 29,95





JEŚLI Harlem Renaissance został rozpoczęty jako dobrze finansowany plan stosunków rasowych przez międzyrasową elitę, wkrótce miał głębokie kłopoty z nastrojowymi i kiepskimi artystami i pisarzami, których starannie zebrał i zachęcił, aby udowodnić mainstreamowi Ameryki, jak bystry i jasny dobrze wychowane były najlepsze i najjaśniejsze w czarnej Ameryce. Żaden z pisarzy nie sprawiał więcej kłopotów niż temat bogato zbadanej, zabawnej i pouczającej biografii Wayne'a Coopera. Banał o paranoikach, którzy mają prawdziwych wrogów, równie dobrze mógłby być jego podsumowaniem, gdyby nie szczęście, że Claude McKay: Rebel Sojourner in the Harlem Renaissance jest praktycznie pozbawiony frazesów. To pierwsze pełnoprawne życie i czasy McKaya, a Cooper wspaniale odtworzył wędrownego, urodzonego na Jamajce poetę-powieściopisarza, który jest jednym z mniejszych geniuszy amerykańskich listów z początku XX wieku.

Mentorem na Jamajce przez ekscentrycznego brytyjskiego patrona, który zachęcał do dialektycznej poezji, dzięki której fragmenty Contsab Ballads (1912) stały się przełomem gatunkowym, a w Nowym Jorku zostały podjęte przez tak różnych mecenasów, jak Frank Harris, Van Wyck Brooks, James Weldon Johnson i Max Eastman McKay zyskał uznanie krytyków za Harlem Shadows (1922), jeden z pierwszych tomów poezji opublikowanych przez czarnoskórego w Ameryce od czasów Paula Laurence'a Dunbara. Niełatwy współredaktor z doktrynerem Mikem Goldem z Liberator, głosem lewicy, po nim, wymagający McKay, który zmusił Golda do opublikowania nieznanego e.e. cummingi. Popularny w Greenwich Village i toast za Harlem, McKay nagle odpłynął w 1922 roku do sowieckiej Rosji, pełen ideologicznego paradoksu i neurotycznej złożoności.

Rosjanie zostali zabrani z McKaya jako personifikacja czarnego proletariatu. Co charakterystyczne, ten były sympatyk Garveyite'a szybko zmęczył się sowieckimi uwielbieniem i doktrynalną ortodoksją, co nie było zaskakujące, McKay kiedyś wyobraził sobie „komunizm wyzwalający miliony mieszkańców miast, aby mogli wrócić na ziemię”. Stał się obywatelem amerykańskim w ostatnich latach swojego życia, a większość jego twórczych lat spędził na kłótliwych, a zwykle bez pieniędzy, samo-wygnaniu w Europie i Afryce Północnej. Jego wyższe chłopskie pochodzenie skłoniło go do odrzucenia czarnego przywództwa w Ameryce jako beznadziejnie konserwatywnego, filisterskiego i świadomego kolorów, jednak jego wiersz „Jeśli musimy umrzeć”, który ukazał się w „Czerwonym lecie 1919”, natychmiast stał się katechizmem tej klasy. ludzi. Home to Harlem (1928), jego najlepiej sprzedająca się pierwsza powieść („prawdziwa powieść proletariacka”, chwalił się McKay), została napisana w Marsylii i jako szlachetny W.E.B. Du Bois zgryźliwie zadekretował, uznano, że przekazuje społeczną i etyczną istotę renesansu zapoczątkowanego przez NAACP i Ligę Miejską. McKay został katolikiem w wyniku przyjaznych protestów Maxa Eastmana i zmarł w Chicago w 1948 roku.



PRAWDOPODOBNIE nie był wielkim poetą, ale w najlepszym wydaniu był tak dobry, jak jego współczesny mu z Lost Generation, Hart Crane. Zakonnik „Św. Kościół Izaaka, Piotrogród” (o którym autor ledwo wspomina), skomponowany, co ciekawe, w ciągu kilku godzin od „Piotrograd: 1 maja 1923”, wiersza wychwalającego nowy sowiecki porządek, jest pod każdym względem wspaniały. Był także wzorem dla młodszego i większego Langstona Hughesa (który kiedyś napisał McKay „dla mnie jesteś jedyny”); Wspaniały, rewolucyjny „The Weary Blues” Hughesa (1925) jest niewyobrażalny bez bogatych w obrazy przykładów życia ulicznego w Harlem Shadows z Harlem Dancer i Tropics in New York. Historyk Cooper raczej skłania się do pozostawienia ostateczną literacką ocenę McKaya innym. Mógł jednak być odważniejszy w ocenie trzech nierównych powieści zolaesowskich.

Te archetypy gonad, które zaludniają Dom dla Harlemu i Banjo (1929), powieści, w których czarni, którzy starają się pogodzić kulturowo z cywilizacją zachodnią, są odrzucani jako godne politowania, poruszają kwestie nie zaściankowe, wykraczające poza rozsądną karaibską nieufność McKaya do Harlemu „Niggerati” (Zora Neale Hurston niesławny neologizm) lub zrozumiałej szowinistycznej niecierpliwości tej grupy wobec niego. Sam McKay odniósł się do większego problemu tożsamości w ostatniej powieści Banana Bottom (1933), tworząc tam postać z Jamajki, która energicznie zadomowiła się w domu, w tym, co według autora było zasadniczym etosem Afryki i Europy.

Ta ogólnie fascynująca biografia jest szczególnie wrażliwa i pouczająca, gdy odwołuje się do znaczenia biseksualności McKaya dla jego pasywno-agresywnego zachowania, potrzeby pisarza na silne postacie, których rady i aprobaty desperacko szukał, by tylko wściekle się wyrzec. Po powrocie do Ameryki w 1934 r. z nadwątlonym zdrowiem i dominacją mizantropii, czarno-biali przyjaciele McKaya uznali jego opiekę i karmienie za coraz bardziej ponury obowiązek. Ale były dwa ostatnie, twórcze wybuchy: cenna autobiografia Długa droga od domu (1937) i socjologiczna ekspozycja, Harlem: Negro Metropolis (1940). Leopold Senghor uznał McKaya za „prawdziwego wynalazcę Negritude”. Alain Locke, śmiertelnie niebezpieczny don Howard University, przemawiając w imieniu dygnitarzy NAACP i Ligi Miejskiej, którzy wielokrotnie pomagali pieniędzmi i wpływami, wypowiedział uroczyście: McKay „do dziś jest enfant terrible Negro Renaissance, gdzie przy odrobinie lojalności i konsekwencji mógłby mieć był przynajmniej jego Villonem, a może i Voltaire'em. Cooper powiedział nam, że we wrześniu 1971 roku Time zauważył, że zbuntowani więźniowie w więzieniu w Attyce czytali wiersz „nieznanego więźnia, surowy, ale poruszający w swoim niedoszłym heroicznym stylu, zatytułowany „Jeśli musimy umrzeć”. Claude McKay czułby, że w końcu został doceniony. ::



David Levering Lewis, autor „Kiedy Harlem był w modzie”, wykłada historię na Uniwersytecie Rutgers.

Zalecane